Lot do Santiago przebiegl ok. Na lotnisku masa papierkow i Immigracion. Poszlo gladko. Znalezlismy vana i po krotkich acz zdecydowanych negocjacjach odjechalismy w strone hotelu. Kierowca, niejaki Fermin, cwiczyl z nami model zachowania glownego bohatera filmu Taxi. Tyle, ze w wersji Van. Jakims cudem dojechalismy do hotelu. Hmm...Imperial....tak. Pozny Gierek w stanie nieodnowionym. I tak lepiej niz hostel na ktory na poczatku trafilismy w Buenos.
Budweiser na dobranoc, dyskusje o logistyce i do spania. Jest 0.45 czasu lokalnego. Sniadanie przewidziane na godzine 7.30.