I ladujemy w San Juan. Trasa szybko mija, choc sennosc nas dopada. Probujemy znalesc kawe, ale po jakis 170 km poddajemy sie ostatecznie. Wjezdzamy do San Juan. Z mojego tylnego kola, wahacza i okolic taryczy hamulcowej zaczynaja dobiegac niepokojace stuki. Opory toczenia sa tak duze, ze silnik sie grzeje i temparatura chlodnicy przekracza stan alalrmowy. Nooo, ladnie. Chwycilem dzisiaj dublet. Znajdujemy hotel, Sorry.... Maciek znajduje...W hotelu portier organizuje mi serwis. Wymiana lozysk (niech szlag tarfi przklete lozyska w Yamahach) o godzinie 21.30 - to jest mozliwe tylko w Argentynie.
Cdn.